Prowadząc czy zakładając firmę, pewnie kilkakrotnie przyjdzie Ci się zmierzyć z decyzjami, które wywrócą Twój świat o 180 stopni. Jeżeli taką decyzję musisz podjąć – dzisiejszy odcinek może okazać się bardzo pomocny.
Jak podejmować trudne decyzje w małej firmie – przesłuchaj i pobierz podcast:
Trudne decyzje w firmie – jaka jest geneza odcinka?
Ten odcinek powstał przy okazji podcastu dotyczącego przejścia z etatu do własnej firmy. Podczas przygotowywania treści i scenariusza wykuło się kilka pomysłów i wątpliwości, które zdecydowałem się wypchnąć do samoistnego materiału. I wszystkie ładnie udało mi się zamknąć w tematyce “podejmowania trudnych, firmowych decyzji”.
A od 2013 roku, kiedy założyłem firmę, z kilkoma takimi gigantami (w moim odczuciu) decyzyjnymi musiałem się zmierzyć.
Ostatnią okazją był lipiec 2020 roku. Podjąłem decyzję o rezygnacji z prowadzenia treningów Krav Maga, co było moim hobby i co czyniłem “po godzinach” pracy (o ile pracując w systemie home office można tak rzec). Także to o czym wspominałem w podcaście 00 jest już nieco nieaktualne. Odejście to stało się również bezpośrednim impulsem, który natchnął mnie do stworzenia tych treści. O innych moich trudnych decyzjach i rozłożeniu ich na czynniki pierwsze opowiem w kolejnym podcaście.
Czego dowiesz się z tego artykułu i podcastu?
Prowadząc mały biznes pewnie nie raz staniesz przed trudnym wyborem. Chciałbym Ci opowiedzieć o moim podejściu do podejmowania trudnych decyzji. Jak do nich podchodzę, jakich metod używam, gdy muszę się z nimi zmierzyć. Być może te podpowiedzi ułatwią Ci przejście podobnej ścieżki, gdy staniesz przed biznesowymi wyzwaniami.
Poruszę następujące kwestie:
- Czy warto podejmować trudne decyzje?
- Dlaczego trudne decyzje są… trudne?
- Jak się przygotować do podjęcia decyzji?
- Co nas powstrzymuje przed podjęciem trudnej biznesowej decyzji i dlaczego?
- Jak poradzić sobie z obiekcjami?
- Jak zrobić to spokojnie, przemyślanie i z klasą?
- Co zrobić z wyrzutami sumienia?
Podcast przygotowałem tak, że nie oprócz omówienia i przedstawienia problemów, staram się podpowiedzieć jak te przeszkody pokonać.
Jak zwykle zaznaczam, że o całość przedstawiam przez pryzmat swojego doświadczenia i swoich przemyśleń. Nie jest to żadna oficjalna, naukowa, psychologiczna wykładnia. Rozważania są prowadzone wyłącznie w kontekście prowadzenia mikro i małej firmy, nie poruszam kwestii trudnych decyzji w kontekście życia prywatnego. Starałem się też napakować go przykładami: ogólnymi i tymi bezpośrednio związanymi z moją karierą (zwłaszcza z odejściem z klubu i rezygnacją z prowadzenia treningów).
Co rozumiem pod pojęciem trudnej decyzji w firmie?
W kontekście tego artykułu trudną decyzją jest dla mnie podjęcie działania, które radykalnie zmienia obecne status quo: sytuację zawodową, sposób zarabiania, tryb życia. Jest to decyzja, w której jest dużo niewiadomych, która jest ryzykowna, wyrywa z doskonale znanej i oklepanej strefy komfortu (przepraszam za ten zwrot) i nie jestemeśmy w stanie przewidzieć i kontrolować w pełni wszystkich jej skutków.
Co może być taką trudną decyzją?
- Inwestycja finansowa we własny projekt internetowy (kurs, książkę, sklep), przy braku pewności, że się sprzedadzą
- Podjęcie decyzji o budowie marki osobistej w internecie – promocja swojej osoby na stronie, blogu, YouTube, w mediach społecznościowych i związane z tym tworzenie treści
- Założenie i prowadzenie bloga o małej firmie, inwestowanie w niego dużej ilości czasu, kompletnie bez żadnych perspektyw finansowych (zgadnij o jakim blogu mówię)
- Rozpoczęcie nowej ścieżki zawodowej i inwestycja w szkolenia, kursy, spotkania (postanawiamy, że zostaniemy programistą, copywriterem, grafikiem, fotografem)
- Zatrudnienie nowej osoby i delegowanie trudnych, odpowiedzialnych zadań
- Zwolnienie pracownika, bo tniemy koszty i ratujemy firmę
- Zmiana modelu biznesowego i sposobu zarabiania
- Rezygnacja z ustalonych i sprawdzonych form współpracy z inną firmą, na rzecz innych wyzwań, zawężenia obszaru działalności
- Rezygnacja z obsługi klientów, bo chcemy poszukać nowych perspektyw / zyskać czas (czyli rezygnacja z potencjalnych, regularnych zysków na rzecz mniej materialnych elementów)
- Rezygnacja z oferowanych usług / produktów bo czas spróbować coś innego lub zmienić ofertę
- Przejście z pracy na etacie do własnej firmy
- Rzucenie własnej firmy w cholerę (bo jesteśmy nią zmęczeni) i powrót do pracy na etacie
- Rozstanie się ze wspólnikiem i podążanie własną drogą
- Rozstanie się z wieloletnim kontrahentem, z którym nas łączą przyjacielskie stosunki, bo znaleźliśmy tańszego, lepszego dostawcę
- Przebranżowienie się, związana z tym strata klientów i dużo niższe zarobki na starcie
- Zamknięcie firmy z powodu okoliczności (takich jak koronawirus) i powrót na etat
Czy warto podejmować trudne decyzje?
Gdybym miał powiedzieć krótko, jednym zdaniem to odpowiem: TAK, warto.
Uważam, że trudne decyzje ZAWSZE oznaczają pozytywne zmiany – choć oczywiście wymagają nieraz srogich wyrzeczeń. Trudne decyzje mogą być nieprzyjemne w skutkach, oznaczać chwilowe pogorszenie stanu rzeczy, ale podejmuje się je po to, by coś zmienić na lepsze, by coś poprawić:
- zaoszczędzić czas,
- mieć więcej pieniędzy,
- odnaleźć radość w tym co się robi,
- rozwinąć firmę,
- uratować firmę,
- odciąć się od toksycznych zobowiązań,
- słowem by “żyło nam się lepiej”.
Wszystkie trudne, biznesowe decyzje jakie podjąłem w dłuższej (czasem dużo dłuższej – nawet kilkuletniej) perspektywie czasowej okazały się trafione i przyniosły bardzo pozytywne skutki, o których, w momencie gdy wykonałem pierwszy krok, nawet mi się nie śniło.
Wydaje mi się, że to dlatego, że w momencie, gdy pojawiła się pierwsza myśl o zmianie, intuicyjnie czułem, że ta decyzja będzie słuszna i konieczna.
Jeżeli już dopuściłem do siebie myśl, że czas coś zmienić – to pytanie nie brzmiało “czy to zrobić”, ale “jak i kiedy będzie najlepszy moment”. Jasne, że się broniłem, że próbowałem tłumić wewnętrzny głos rewolty, że nie dopuszczałem do racjonalizowania argumentów, że próbowałem się przed sobą tłumaczyć, szukać półśrodków, połowicznych rozwiązań…
Ale zawsze pod koniec, gdy już zdecydowałem się na działanie i tak finalnie wychodziło coś, co było tożsame z tą pierwszą, nieśmiałą myślą, która gdzieś rozbłysła w głowie.
I tak ciałem stawało się pytanie, które mimochodem, przypadkiem, pod wpływem impulsu, dla zgrywy, zadałem pierwszy raz: a jakby to było, gdybym zrobił….
Czasem jak pomyślę o tym absurdalnym ciągu przyczynowo-skutkowym, który doprowadził mnie do miejsca w którym jestem, to naprawdę mam wrażenie, że bytujemy w jakimś kotle rozchichotanego demiurga, który tylko i wyłącznie się nami bawi i sprawdza co wyjdzie z losowego rzutu kośćmi.
Zatem, co sprawia, że tak trudno podjąć trudną decyzję?
1. Dlaczego tak trudno podjąć trudną decyzję?
Skoro intuicyjnie czułem, że moje zamiary dotyczące zmiany są słuszne, czemu tak długo gryzło mnie sumienie i ze wszystkich sił broniłem się by zacząć?
Przez wszystkie lata bicia się z myślami, nasunęło mi się kilka głównych elementów, które stały się żelaznymi wojami strażującymi na blankach, skutecznie powstrzymującymi mnie przed wtargnięciem do zamku nowych możliwości.
Niżej je wymieniam, podpowiadam też, jak sobie z nimi poradziłem:
1. Zmarnowane zasoby
To chyba największy problem, któremu przychodzi stawić czoła. Gdy, by iść dalej i coś zmienić, muszę zakończyć działanie, projekt, na którym pracowałem miesiącami / latami, który zaangażował już mnóstwo czasu, energii, pieniędzy. I jedną decyzją trzeba to wszystko przekreślić, zrezygnować i zacząć od nowa.
Strach przed utratą tego co już się wypracowało, osiągnęło, powstrzymuje dość skutecznie. Nieodmiennie wywołuje poczucie zmarnowanego życia i przekreślonych szans. Diabelsko trudno spojrzeć w lustro i przyznać się przed sobą, że pracowało się nad czymś latami, osiągnęło jakieś efekty, a teraz trzeba to zostawić.
Jeszcze gorzej było, gdy zdawałem sobie sprawę, że marnowałem energię i czas, na projekty, czy zadania, których rezultaty po latach były mizerne, albo żadne.
Jak sobie z tym poradzić?
Ja zwykle zadaję sobie pytania:
- Co będzie, jeżeli nic teraz nie zmienię?
- Co się stanie, jeżeli w obecnym stanie będę tkwił dalej?
- Czy, zamrażając decyzję, i tak tylko nie odwlekam nieuniknionego?
- Czy to, ze teraz nic nie zrobię, nie będzie skutkowało tylko tym, że za rok, dwa, będę jeszcze bardziej rozbity i sfrustrowany?
Zamiast patrzeć na to w perspektywie zmarnowanego życia, wolę pomyśleć o możliwościach, które otwiera przede mną zmiana decyzji. Może właśnie te hipotetyczne dwa lata warto wykorzystać na stworzenie czegoś innego, lepszego, nowego?
Wydaje mi się, że lepiej spróbować i się pomylić (bo co się stanie najgorszego? Najwyżej mi nie wyjdzie), niż nie próbować i przez całe życie się zastanawiać, jakby to było jakby tę decyzję podjął.
2. Konieczność przeprowadzenia trudnych rozmów
Trudno podejmować ważne decyzje w kompletnej, społecznej izolacji. Czasem konieczne jest wytłumaczenie się przed rodziną, znajomymi, współpracownikami, szefem. Zwykle to są irytujące, nerwowe, nieprzyjemne, stresujące rozmowy. To niemiłe akcenty, które trzeba przeboleć. Niewiele osób lubi się z nimi mierzyć. I czasem woli odpuścić, by w takie stresowe sytuacje się nie pakować. Ja również jestem w tej grupie i zdarzało mi się nie raz odkładać do ostatniej chwili, do momentu, gdy byłem pod ścianą i do konfrontacji musiało dojść.
Niestety, z tymi rozmowami i tak trzeba się zmierzyć. Nikt tego nie zrobi za nas.
Co mi pomogło?
Zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy: konsekwencje takich rozmów są iluzoryczne (poza nerwami, nie wpływają w ogóle na moje późniejsze życie) i na krańcu drogi, jaka by ona nie była, tylko ja będę ponosił wszystkie negatywne aspekty moich wyborów i tylko ja będę spijał profity.
Co do samych rozmówców, ułożył mi się w głowie taki podział i podejście:
- Osoby, których bezpośrednio dotyka decyzja i zmienia ich życie (rodzina, bliscy znajomi, otoczenie w pracy, szef, kontrahent, wspólnik) – im należy się porządne, szczere, uargumentowane wyjaśnienie. Nie chodzi o to, że po tych rozmowach mam zmieniać zdanie, ale by w ten sposób okazać szacunek i jasno przedstawić czynniki jakie wpłynęły na decyzję i pokazać, jak ta decyzja ma zmienić moje życie.
- Cała reszta – wszystkie wujki dobre rady, koledzy z pracy, z branży, znajomi, współpracownicy, dalsza rodzina. Czyli, jakby to brutalnie nie zabrzmiało, osoby kompletnie nieistotne. Dlaczego? Bo to są osoby, które potwierdzają starą prawidłowość, że najłatwiej na świecie steruje się czyimś życiem, albo prowadzi się czyiś biznes. Oczywiście w teorii. Prawdopodobnie za kilka lat z większością z tych osób i tak będę miał śladowy kontakt. Ochłodzenie relacji i tak nastąpi. Jeżeli coś mi się nie uda – i tak mi nie pomogą, co najwyżej powiedzą “a nie mówiłem”. Nie warto się przejmować ich zdaniem. Nie warto się im tłumaczyć, ani wdawać w dyskusje. Tu z powodzeniem stosuję metodę zdartej płyty z podcastu numer 10 – jak odmawiać i stanowczo mówić “nie” – taka jest moja decyzja i koniec.
3. Lęk przed nieznanym
Lęk przed czymś nowym, nieznanym jest czymś naturalnym, uwarunkowanym ewolucyjnie. To ta nasza legendarna, wymiętoszona przez dyskurs coachingowy, strefa komfortu. Przy zmianach trzeba będzie się poza nią wychynąć, zmierzyć z nowymi zadaniami, dostosować do nowej sytuacji, nauczyć nowych umiejętności, rozwiązywać nowe problemy.
Jest to kolejny element, który “trzeba wziąć na klatę”. Nie wierzę, że da się przezeń przebrnąć bezboleśnie, ale zawsze można próbować minimalizować jego skutki.
Jak?
Błogosławieństwo powszechnego dostępu do internetu powoduje, że na większość problemów, wątpliwości, możemy znaleźć szerokie spektrum odpowiedzi, przygotowanych przez ludzi, którzy musieli sobie poradzić z takim samym lub podobnymi wyzwaniami. Artykuły, nagrania, grupy, książki, kursy, materiały wideo, pomogą się nam odpowiednio przygotować. Trzeba tylko nieco poszperać i poszukać. Taki research nie sprawi, że zmiana będzie bezbolesna i bezstresowa, ale na pewno łatwiejsza do opanowania.
Jeżeli ktoś z naszych znajomych był w podobnej sytuacji – również możemy go podpytać o doświadczenia i przemyślenia (ostrożnie tylko z pochopnym wyciąganiem wniosku, gdy podpowiedzi niosą dużą dozę ładunków emocjonalnych)!
4. Rozpatrywanie negatywnych scenariuszy
Choć jest to punkt czwarty, zdecydowanie ten element jest najgorszy ze wszystkich. Chodzi o zaniechanie podjęcia działania w obawie przed wyimaginowanym konsekwencjami i problemami, którymi będzie trzeba stawić czoła. Czyli mam pomysł, mam “chęć”, ale nie robić w kierunku zmiany, bo zamartwiam się myśleniem w stylu: a co się stanie, jeżeli…
Podobno jest to problem osób szczególnie wrażliwych / inteligentnych. Gdy mają do zrealizowania trudne zadanie, zamiast myśleć o otwierających się przed nimi możliwościach, dostrzegają przede wszystkim przeciwności, z którymi będzie trzeba się zmierzyć. Ile w tym prawdy, nie wiem, choć obstawiam, że to taka banialuka stworzona w oparciu o oczywistości, która ma za zadanie łechtać ego większości.
Problemy były, są i będą. Spotykają nas cały czas. Pojawiają się również, przed podjęciem naszej nowej decyzji. Tylko wtedy traktujemy je jako coś naturalnego i oczywistego. Ot, nieodłączony element zawodowej codzienności. Pojawią się również, pewnie w kosmicznej ilości, gdy podejmiemy decyzję o zmianie.
Jak zatem okiełznać te zaskakujące sytuacje, którym będzie trzeba stawić czoła i nauczyć się nowych rozwiązań?
Zgodnie z zasadą Pareto 80% problemów, które przewidujesz jest wyimaginowanych i nigdy się nie zdarzą. a Pozostałe 20% rozwiążesz, bo… nie masz innego wyjścia.
Może Ci pomóc kilka prostych zasad:
- Podejść na zasadzie (moja ulubiona metoda) – działam, a potem będę się martwił – czyli nie rozpatruję tysiąca czarnych scenariuszy, będę się z nim mierzył w momencie, gdy się pojawią (chodzi o to, by widmo pojawiających się przeciwności, które wcale nie muszą się pojawić, nie paraliżowało mnie przed podjęciem decyzji. Przecież tak naprawdę możemy działać wyłącznie z sytuacjami, na które realnie mamy wpływ. Nic tego nie zmieni.
- Pamiętać o tym, że nowe problemy, bardzo szybko staną się problemami oswojonymi i starymi. Tylko za pierwszym razem sprawią kolosalne trudności, potem będzie już tylko łatwiej. Jak przetrzesz ścieżkę, zdobędziesz know-how, po kilku powtórzeniach sam/a się będziesz z siebie śmiał/a, że coś kiedyś sprawiało Ci problem, a teraz robisz to jedną ręką z zamkniętymi oczami.
- Decyzje są odwracalne – trudna decyzja nie zawsze oznacza drogę w jedną stronę. Jeżeli się pomyliłeś / pomyliłaś, wróć do stanu sprzed decyzji.
- Możesz zadać sobie pytanie – a co najgorszego może się stać? To moje ulubione pytanie. Warto je sobie często zadawać. Szerzej o nim opowiadam nieco dalej.
- Najwyżej… odpuścisz i przestaniesz to robić – jeżeli jednakże okaże się, że ilość problemów się nawarstwia, albo efekty są nie takie jak oczekiwałeś / oczekiwałaś – to zawsze możesz odpuścić i zrezygnować. I nic się nie nie stanie. Nie będziesz pierwsza / pierwszy i ostatni. Na świecie pomysły i projekty, które nie wypaliły, stanowią przytłaczającą większość (choć o nich się nie mówi). I wiesz co? To kluczowy element rozwoju. Nie ma i nie było osób, którym udawało się wszystko, które się nie myliły. Na gruzach popełnionych błędów, łatwiej odnaleźć tę właściwą ścieżkę. Co więcej – umiejętność odpuszczania i rezygnacji dowodzi dużej dojrzałości decyzyjnej. Zamiast marnować czas na przegraną sprawę, lepiej z niej zrezygnuj, by na kanwie nabytych doświadczeń, zrobić coś co ma większą szansę powodzenia.
- Pamiętaj o możliwości researchu i stworzeniu planu awaryjnego – jeżeli mimo przytoczonych wyżej sposobów, perspektywa porażki Cię blokuje, to przygotuj sobie prosty plan awaryjny. W formie prostych wytycznych: co możesz zrobić, jeżeli taki, a taki problem się pojawi. Gdzie możesz poszukać wiedzy, jaki kurs kupić, do kogo się zwrócić. Nie chodzi tu o tworzenie rozbudowanych scenariuszy zachowań (bo stracisz na nie czas i energię, które powinieneś / powinnaś poświęcić na wdrożenie podjętej decyzji), ale uspokojenie sumienia. By wiedzieć jak działać gdy problemy się pojawią. Ma to być baza wiedzy stanowiąca formę tarczy antyproblemowej, łagodzącej ich skutki. Olbrzymim plusem szerokiego dostępu do internetu jest to, że Twój problem na 99% nie jest nowy. Ktoś już się z nim zmierzył i sobie poradził. I pewnie znajdziesz na ten temat niejedno szkolenie lub możliwość konsultacji u specjalisty.
Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że większość wizualizowanych problemów, które miały nadejść, było wyimaginowanych i więcej w tym ponurym myśleniu było kreślenia czarnych scenariuszy, niż faktycznych zdarzeń. Na roztrząsanie tego co się może stać zmarnowałem sporo energii, którą zdecydowanie można było wykorzystać lepiej. A, w tych problemach, które się pojawiły, które mnie zaskoczyły i których nie przewidziałem, nie było takich, których nie dało się rozwiązać. Z wszystkimi dość szybko udało się uporać i oswoić. No cóż, z reguły strach ma wielkie oczy.
5. Perspektywa straconych szans
Równie paraliżująca jak perspektywa straconych zasobów, może być perspektywa straconych szans – czyli okazji, które być może się pojawią w przyszłości, ale które mnie ominą, bo, gdy z czegoś zrezygnuję, “przejdą koło nosa” i będą dla nieosiągalne.
Tu również staram się myśleć w kategoriach otwierających się możliwości. Różnica wynika z podejścia: zmiana, trudna decyzja, zakłada działanie i branie spraw we własne ręce. Brak zmiany to stagnacja i oczekiwanie na wydarzenia, które mogą (a nie muszą) się pojawić.
Zatem czy warto czekać na szanse, które być może rzuci mi dobry los? Chyba nie.
Bo skoro do tej pory się nie pojawiły, a ja nie zrobiłem nic, by im pomóc, czemu teraz ma się to zmienić? Zamiast czekać na to co i tak pewnie nie nadejdzie, lepiej spróbować i działać.
6. Nie chcę zawieść czyjegoś zaufania / Chcę być lojalny
Hamulcem przed podjęciem decyzji może być tez kwestia straconego zaufania – ktoś nam zaufał, ktoś na nas polegał i teraz, przez podjęcie trudnej decyzji i moje działanie, zawiedziemy tę osobę. Zostawimy ją samą z naszymi problemami. Przerzucimy na jej barki większą odpowiedzialność lub pozbawimy ją środków do życia. Przez lata z kimś współpracowaliśmy, działaliśmy razem, sprawdziliśmy się, możemy na sobie polegać i teraz trzeba przekreślić wspólne doświadczenia.
Co zrobić?
Odpowiedzieć sobie na arcyważne pytania.
Trzeba być nieco samolubnym. Niestety, tak jest skonstruowany świat. Życie mamy jedno. Skoro muszę podjąć trudną decyzję, to znaczy, że zaistniały okoliczności, które wpłynęły na model współpracy. Mogę to być zmieniające się czynniki zewnętrzne, które zmuszają mnie do działania lub forma w jakiej działaliśmy przestała mieć rację bytu.
Czy warte jest poświęcenie swojego czasu, energii, zapału by komuś było lepiej? Czy warto się męczyć i zgrzytać zębami, gdy model współpracy się wypalił i mamy działać wyłącznie przez sentyment? Albo pracować, harować i naprawiać błędy kogoś, tylko dlatego, że współpracujemy od lat? Czy zaciskanie zębów, męczenie się w pracy są tego warte? Zwłaszcza, gdy ta osoba nie wkłada w nasze relacje tyle samo energii i nie wykazuje chęci by to podejście zmienić? Trzeba myśleć o tym, co jest dobre przede wszystkim dla naszej kariery, naszej firmy i naszego rozwoju.
Specyfiką działania w biznesie jest to, że wspólne drogi się rozchodzą – ludzie dojrzewają, rozwijają się. Zmieniają oczekiwania i swoje cele zawodowe. Potrzebują powiewu świeżości, szans na łapanie nowych perspektyw, możliwości rozwoju własnej kariery. Na każdym poziomie współpracy (wspólnik, pracownik, kontrahent) można się wypalić i dobić do sufitu, który powoduje, że firma (i relacja) stoi w miejscu. Zmiana podejścia to jest najbardziej naturalna ścieżka i nie ma żadnych powodów by z jej powodu czuć wyrzuty sumienia.
W relacjach z drugą osobą, możemy myśleć w nieodległej perspektywie krótkoterminowej (kilku ostatnich tygodni). Pomocne może być, by brać pod uwagę perspektywę już zaangażowanych środków (staram się o tym często pamiętać). Chodzi o to, by zwrócić uwagę na energię, środki, czas, które przez lata się zaangażowało i pomogło rozwinąć wspólny projekt. Takie myślenie rozgrzesza i pomaga sobie poradzić z wyrzutami sumienia. Zwłaszcza, gdy ze swojej strony dużo włożyłeś w relację – zaangażowałeś czas, środki, uwagę.
Tak jak mówi Maciek Aniserowicz – lepiej coś zrobić, a potem prosić o wybaczenie, niż męczyć się się latami / miesiącami.
7. A co, jeżeli to się innym nie spodoba…
Gdy próbujemy dokonać radykalnych zmian, “wypłynąć na suchego przestwór oceanu”, może zaświtać w głowie myśl, że to co zrobimy, nie spodoba się otoczeniu, że spotkamy się z krytyką (klientów, rodziny, współpracowników, branży).
No cóż, jak wspominałem, najłatwiej wychowuje się cudze dzieci, prowadzi czyjąś firmę i steruje cudzym życiem.
Zwykle przypadki głosów krytycznych są jednostkowe i podkolorowane (choć najmocniej słyszalne i odczuwalne). Jeżeli nie planujesz radykalnych działań w internecie w stylu udziału w Fame MMA (gdzie niejako wystawiasz się na strzały krytyki), Wiem, że to zaboli, ale dla większości osób, Twoja decyzja będzie… obojętna. Jeżeli Twoim bliskim na Tobie zależy, to będą Cię w niej wspierać i zrozumieją. A jeżeli nie będą.. to odpowiedź jest prosta.
Co zrobić z osobami, które próbują Cię odwieźć (ale tylko dlatego, że narzekanie mają we krwi) i tak naprawdę podchodzą do Twojej decyzji na zasadzie “nie, bo nie”?
To ich problem, nie Twój. To również Twoje życie i Twoje decyzje. Twoje sukcesy i Twoje konsekwencje błędnych działań.
Książki, autorzy i podcasty wymienieni w tym artykule:
- Jak przejść z etatu do własnej firmy – podcast 39 (też podzielony na dwie części), na podstawie którego powstało to nagranie.
- Maciek Aniserowicz o podejmowaniu trudnych decyzji – Maciek ma dobre flow, ciekawie podchodzi do sprawy – warto dodatkowo sobie przesłuchać ten materiał.
Obejrzyj odcinek na YouTube:
Pobierz podcast w mp3:
Gdzie słuchać moich podcastów?
- Strona z podcastami na YouTube
- Lista podcastów na blogu
- Podcast w serwisie Spreaker
- Podcast w iTunes
- Podcast w serwisie Stitcher
- Podcast w aplikacji Spotify
Gdzie znajdziesz więcej materiałów z Sardynek?
- Newsletter SardynkiBiznesu.pl – zapisz się, żeby nie przegapić nowych wpisów
- Strona Sardynek na Facebooku
- Kanał YouTube
- Strefa Sardynek – zestaw potrzebnych materiałów, dokumentów przydatnych w prowadzeniu małej firmy i tabelek Excel. Wszystko do pobrania za darmo, w jednym miejscu.
Jak Ci się podobał ten podcast?
Jak Ci się podoba takie podejście do zmian w firmie? Wiedza Ci się przydała? A może masz swoje, lepsze metody? Jest coś co u Ciebie się sprawdza? A może coś działa lepiej, jest skuteczniejsze? Pisz w komentarzu!