Po co istnieją social media? Warto wiedzieć, jeśli chcesz robić darmowe, duże zasięgi

author: Radek Klimek

Zastanawialiście się kiedyś po co istnieją social media? Po co ktoś je stworzył i czego od nas, jako twórców, reklamodawców i odbiorców, oczekuje? Warto to wiedzieć, bo jeżeli wiemy jak się mamy zachowywać, to dużo łatwiej będzie nam tworzyć treści, które spełnią oczekiwania właścicieli platform społecznościowych. A jeżeli to zrobimy i będziemy grali według ich zasad — duże, darmowe zasięgi mamy gwarantowane!

Przedszkole, praca, TikTok i plan działania

Świat działa tak, że kiedy wskakujemy w nowe środowisko (praca, hobby, rodzina żony, matki innych dzieci z przedszkola), warto najpierw dowiedzieć się, jak to środowisko funkcjonuje i co robić, żeby sprawnie w nim operować.

Chodzi o to, żeby zarówno ci, którzy tym środowiskiem zarządzają, jak i ci, którzy w nim działają, spojrzeli na nas łaskawszym okiem. 

Bo jeśli będziemy działać według ich zasad, oni docenią to, co robimy i jak się zachowujemy. A to sprawi, że szybciej i łatwiej osiągniemy wymarzone efekty.

To taki etap solidnego, teoretycznego przygotowania – zanim zaczniemy DZIAŁAĆ.

Z publikacjami, które mają robić duże zasięgi, jest tak samo.

Regularnie “coś tam wrzucam” i nie działa…

Takie ogólne podejście na robienie zasięgów w firmowych social mediach można streścić do strategii, żeby najważniejsze jest to, żeby regularnie „coś tam wrzucać”. 

Ważna jest wytrwałość i powtarzalność publikacji, praktyka czyni mistrza i takie tam ogólne bzdety. Czyli mniej ważne od tego, co i po co się robi, byłoby to, żeby wytrzymać, robić to powtarzalnie i czekać na wielki sukces. W końcu się przecież pojawi.

Tyle że… to nie zażre. 

Bez iskry i pomysłu, mimo regularności, powtarzalności i wytrwałości, efekty zwykle nie przychodzą. 

Przyjdzie za to frustracja, że PRZECIEŻ PUBLIKUJĘ, edukuję, piszę posty, robię zdjęcia, nagrywam parszywe rolki, robię z siebie debila, marnuję czas, a TO cholerstwo i tak NIE DZIAŁA!!!

Dlaczego?

Publikować każdy może, jedni gorzej, a inni też gorzej

Największą zaletą i przekleństwem social media jest to, że jak żadna inna rzecz na świecie umożliwiają tworzenie na totalny przypał, po omacku. Wszak wrzucanie filmów, rolek, postów jest łatwe, szybkie i nie wymaga żadnego planowania, strategii czy wysiłku intelektualnego. 

Tak jak każdy może być odbiorcą, dziś każdy może być twórcą, każdy “coś tam” może wrzucać – i każdy, kto regularnie „coś tam” wrzuca, nawet regularnie, zwykle osiąga takie same, mizerne efekty.

Najpierw podstawy, a potem działanie. To zażre. Zawsze 

Pierwszym krokiem, żeby tę klątwę przełamać, jest zrozumienie:

  • czym są te Facebooki, TikToki i Instagramy, 
  • jak działają,
  • jaki cel przyświecał ich twórcom (po co je stworzyli), 
  • czego twórcy oczekują od użytkowników, 
  • czego twórcy oczekują od reklamodawców, 
  • i czego twórcy oczekują od tych, którzy zamieszczają posty i filmy. 

I dopiero kiedy uzbroisz się w solidne teoretyczne podstawy, poznasz odpowiedzi na powyższe pytania,  i na ich podstawie zaczniesz tworzyć, to dopiero wtedy zobaczysz efekty – w postaci większej liczby lajków, obserwujących, odtworzeń, wyświetleń i… nowych klientów.

Zatem…

Po co istnieją social media?

Social media istnieją po to, żeby ich właściciele mogli zarabiać. 

Wszystkie funkcje – dodawanie znajomych, posty, grupy, lajki, powiadomienia, matche, nowości, rolki, reelsy, aktualizacje – są podporządkowane temu jednemu celowi.

I to jest bardzo ważne.

Bo wbrew temu, co opisano w zasadach społeczności dla każdej platformy – tej całej „magicznej” księdze wytycznych o inkluzywności, wrażliwości, ochronie społeczeństwa czy „zabawianiu świata” i całym słodko-pierdzeniowym bełkocie – chodzi o jedno: hajsiwo, bejbe.

Komfort, zadowolenie, ochrona i dobre samopoczucie użytkowników są bardzo ważne – ale tylko wtedy, gdy realizują główny cel platformy.

A tym głównym celem jest pomnażanie wpływów pieniężnych na konta właścicieli.

To ma zarabiać, a nie ułatwiać życia

Jeżeli jakaś funkcja w platformie social mogłaby być lepsza dla użytkownika, ale nie przyniesie zysków, to nikt takiej aktualizacji nie będzie robił. 

I odwrotnie. 

Jeżeli jakieś rozwiązanie się sprawdzało, użytkownicy je uwielbiali, ale można je zamienić na „gorsze”, które sprawi, że korporacja więcej zarobi – to wprowadza się to gorsze choćby po trupach. 

A użytkownicy mogą sobie narzekać do usranej śmierci. 

I tak się przyzwyczają prędzej czy później. 

Bo i tak nie będą mieli wyjścia.

Nieważne jak się czujesz. Masz marnować czas i oglądać reklamy

Korporacja nie dba o to, czy po korzystaniu z social mediów czujesz się lepiej, gorzej, czy oglądasz treści merytoryczne, czy głupoty. 

Nie interesuje jej, czy jako konsument treści czujesz się wesoły, smutny, rozgoryczony. Czy po scrollowaniu jesteś  nafukany jak goryl gotowy na podbój świata, czy wypłukany z energii jak z witamin niczym rasowy wuefista po trzydniowej libacji w szkolnym kantorku.

Według właścicieli platform social media konsument ma trzy zadania: scrollować, klikać i oglądać. 

I to wcale nie filmy czy posty, ale… reklamy. 

Jak najwięcej reklam. 

Do porzygu.

A potem jeszcze więcej.

Liczą się trzy rzeczy: reklamy, reklamy i… reklamy

Co to oznacza?

Że za pomocą algorytmów, będą premiowane wyłącznie takie działania, które ten cel pomogą osiągnąć.

Czyli wszystkie darmowe funkcje social mediów, takie jak posty, rolki, grupy, relacje, matche, komunikatory i inne wynalazki będą tylko niezbędnym dodatkiem, który ma zapewnić jak najczęstsze oglądanie i klikanie w reklamy.

Social media istnieją po to, żeby korporacje zarabiały na Twoim zmarnowanym czasie

Korporacje, za pomocą algorytmów, będą promować takie treści, które zmuszą nas do jak najdłuższego pobytu w aplikacjach i sprawią, że co kilkanaście minut będziemy raz za razem sięgać po telefon, tylko po to, żeby kolejne naście minut bezmyślnie go scrollować, napełniając sobie głowę zalewem bezwartościowych, ale genialnie stymulujących głupot. 

Im więcej czasu zmarnujemy w ten sposób, tym lepiej. 

Bo między tymi głupotami zobaczymy tysiące reklam, za wyświetlenie których tak chętnie płacą reklamodawcy.

I właśnie na tym zarabiają korporacje. 

Dasz się ugotować żabciu?

Czy naprawdę jest tak strasznie? Czy może przesadzam?

Dam Ci dwa konkretne przykłady z życia wzięte.

Pamiętasz, jak kiedyś reklamy na YouTube trwały zaledwie kilka sekund i można je było od razu wyłączyć?

A teraz? 

Teraz są wyświetlane po dwie naraz, a niektóre trwają już 14 sekund – i nie da się ich ominąć.

Czy w interesie użytkownika jest to, żeby reklamy były krótsze czy dłuższe?

Czy powinien móc je wyłączyć w dowolnym momencie, czy musi obejrzeć minimum 5-15 sekund z każdej?

Więcej obejrzanych reklam, to… większe pieniądze dla korporacji. A to, że użytkownik zgrzyta zębami, bo musi je oglądać?

Trudno.

To klasyczny przepis na 👉gotowanie żaby.

Tylko smutno, bo ta żaba to Ty i ja.

I jeszcze długo to gotowanie wytrzymamy, bo… nie mamy wyjścia.

Pamiętasz, że kiedyś na YouTube było widać „kciuki w dół”?

Powyższy przykład jeszcze mógłby się obronić, bo ktoś powie, że YouTube ma wysoki koszt utrzymania. Dzięki temu, że oglądamy reklamy, możemy widzieć firmy za darmo. A do tego twórcy kanałów więcej zarabiają, więć mają większą motywację do tworzenia treści (przy okazji zobacz ile można zarobić na wyświetlaniu reklam na YouTube). OK, w jakimś stopniu mnie to przekonuje.

Podam Ci drugi przykład. Też z YouTuba. 

Pamiętasz, że na YouTube kiedyś można było zobaczyć „kciuki w dół”?

Było widać, ile osób oceniło materiał negatywnie – i dzięki temu użytkownicy już na starcie mogli omijać filmy, które były bezwartościowe.

Wiadomo było, że jeśli coś ma 1000 ocen, z czego 920 to łapki w dół, to raczej nie jest to materiał najwyższych lotów i nie warto tracić na niego czasu.

Teraz „kciuków w dół” nie widać. 

A jak możesz ocenić jakość filmu? 

Dopiero wtedy, gdy go obejrzysz.

Dlaczego to zmienili?

  • Żebyśmy oglądali więcej filmów.
  • Żebyś spędził/a więcej czasu w aplikacji.
  • Żeby aplikacja zarobiła więcej na wyświetlanych reklamach.

Twój komfort? Nie liczy się.

Po co masz wiedzieć, czy film jest warty obejrzenia, zanim go odpalisz?

To oznaczałoby, że zobaczysz mniej filmów, bo będziesz ignorować materiały z dużą liczbą łapek w dół.

A przez to twórcy nie będą chcieli tworzyć takich gównotreści (bo nie dostaną prowizji z reklam), a mniej treści oznacza… mniejszy wybór.

A mniejszy wybór to znowu:

  • mniej czasu spędzonego na platformie (bo oglądamy tylko te materiały, które na starcie mają lajki),
  • mniej kasy z reklam,

 i… koło się zamyka.

I bardzo często te gorzej oceniane materiały budzą więcej emocji… a emocje to siła napędowa social mediów.

Jakie było tłumaczenie tej zmiany?

Oczywiście: dla dobra użytkowników i twórców, dla podniesienia jakości usług, ble, ble, ble…

A co się naprawdę liczy?

Zysk, a nie komfort użytkownika. 

Ważne! Masz dostarczać rozrywkę, a nie informacje czy wiedzę

To o czym jako przedsiębiorca, który chce promować firmę w social mediach, musisz pamiętać, to fakt, że korporacjom NIE zależy na treściach, które zmieniają świat użytkowników na lepsze.

Ani na takich, które pokazują zalety Twojego produktu lub usługi. 

Ani takich, na których opowiadasz o sobie lub swojej firmie i tłumaczysz jacy jesteście super i czemu warto od Ciebie kupić.

Zależy im na treściach, które sprawią, że użytkownicy zobaczą więcej reklam i pół dnia będą scrollować telefony jak bezmózgie zombie.

I albo to zrozumiesz i zaczniesz dostarczać takie treści, albo czeka Cię wiekuista otchłań algorytmowego zapomnienia.

Więc jakie treści warto tworzyć, żeby robić zasięgi?

I teraz najlepsze. 

To najtrudniejsze, najważniejsze pytanie dotyczące prowadzenia social mediów, jest BANALNIE PROSTE do rozwiązania.

I to rozwiązanie od lat się nie zmienia. 

I jeszcze długo, długo zmieniać nie będzie. 

I nie wymaga łożenia tysięcy złotych na szkolenia jak prowadzić firmowe fanpage.

Oto prosty przepis na zasięgi: 

Żeby mieć duże zasięgi, musisz tworzyć treści, które:

  • przyciągną uwagę,
  • zatrzymają użytkowników w aplikacji na jak najdłużej,
  • sprawią, że zobaczą jak najwięcej reklam.

To, co chcesz powiedzieć/pokazać/przekazać, tak naprawdę nie jest ważne.

Smutne, co nie?

Więc… 

Jak najprościej sprawić, żeby algorytmy polubiły Twoje treści?

Mam listę kilkudziesięciu rzeczy, które pomagają robić zasięgi (i robią). Kiedyś pewnie Ci ją podeślę. 

Ale gdybym miał wskazać jedną, jedynąkluczową,  arcyważną, bez której NIE da się zdobyć wyświetleń, to byłoby to:

WYWOŁYWANIE EMOCJI

Emocje to klucz do sukcesu w social mediach.

To tajemniczy składnik X, dzięki któremu treści rozprzestrzeniają się z prędkością światła.

Więcej o nim w artykule, dlaczego ludzie wchodzą na social media (przeczytaj koniecznie).

Czy wystarczy tylko wywołać emocje u odbiorców, żeby mieć zasięgi? To takie proste?

Czy ja sobie tak teoretyzuję, czy naprawdę te emocje to magiczny przełącznik, który uruchamia zasięgi?

Tak, to naprawdę takie proste. 

Wywołanie emocji w odbiorcy to do dużych zasięgów klucz. 

Zobacz na  świeżym przykładzie:

Dla klienta tworzę kanał Sołtys Dźwiga (zobacz nasz 👉Facebook i 👉TikToka), gdzie w co 3–4 filmie przebijamy odpowiednio 100 000 i 50 000 wyświetleń.

I to praktycznie od startu, od pierwszej rolki.

Zaczęliśmy 10 grudnia 2024 roku.

W drugim miesiącu, a za darmo, bez reklam, na Facebooku wykręciliśmy prawie 1 500 000 (tak, półtora miliona), a na Tik Toku ponad 600 000 (sześćset tysięcy) wyświetleń. Do tego nasz pierwszy film na YouTube w 2 tygodnie przebił 100 000 wyświetleń, a cały kanał 250 000 wyświetleń.

Główne założenie? 

Nasze materiały muszą budzić emocje. To jest cel nr 1 we wszystkim, co robimy i publikujemy.

I to działa. 

I to robi zasięgi i wyświetlenia. 

I dlatego piszę o tym z tak dużą pewnością. 

Jeżeli dostarczasz nudę, algorytm Cię uwali…

Jeśli Twoje treści będą turbo merytoryczne, ale długie i/lub nudne i/lub nijakie – nie będą miały zasięgów.

Bo ludzie nie wchodzą na social media, po to żeby oglądać nudne lub nijakie posty. Ludzie wchodzą na social media, żeby się rozerwać.

Jeżeli tej rozrywki nie zapewnisz, to psa z kulawym ogonem nie będzie interesować co tam tworzysz i wrzucasz. Choćbyś miał/a najlepszy produkt / usługę na świecie. I choćbyś na tworzeniu treści spędził/a po kilka godzin dziennie. 

Konsekwencje?

Twoje posty NIE zatrzymują odbiorców, więc NIE sprawiają, że dzięki nim wyświetla się więcej reklam. 

A to dla algorytmu oznacza, że NIE warto pomagać Ci w darmowym robieniu zasięgów, bo korporacja “dzięki Tobie” nic nie zarobi. Lepiej więc premiować tych twórców, którzy swoimi materiałami sprawiają, że odbiorcy scrollują jak szaleni.

I z tą smutną konkluzją dzisiaj Cię zostawię.

$s
Autor
Radek Klimek
Tworzę treści. Jestem mistrzem w opowiadaniu, wymyślaniu i ubarwianiu historii.

Podobał Ci się ten artykuł?

Zapisz się do newslettera, otrzymuj informacje o nowych artykułach, odbierz dostęp do ponad 60 wzorów dokumentów, szablonów, grafik i Exceli.

Zostaw komentarz
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze

Pobierz darmowy, gotowy wzór polityki prywatności i wykorzystywania plików cookies na stronę internetową małej firmy, strony autorskiej lub bloga.

Uzupełnienie wzoru zajmie Ci kilka minut. Wystarczy wpisać w nim Twoje podstawowe dane.
Nasz wzór polityki prywatności jest prosty, czytelny, ZAWSZE aktualny, 100% zgodny z prawem.

Cześć jestem Radek i witam Cię na blogu SardynkiBiznesu.pl! Znajdziesz tu artykuły poświęcone najważniejszym zagadnieniom związanym z prowadzeniem małej firmy: marketing, prawo, księgowość, public relations, zarządzanie i IT. Mamy nadzieję, że dzięki nam oszczędzisz dużo nerwów, czasu i pieniędzy, a prowadzenie biznesu stanie się prostsze. Więcej

Pobierz BEZPŁATNY 

wzór polityki prywatności + 

materiały marketingowe 
dla małej firmy

 

POBIERZ!

Wypełnij formularz. Materiały otrzymasz OD RAZU.