Parę tygodni temu trafiłem na BusinessInsiderze na ciekawy artykuł o Elonie Musku, w którym można było wyczytać, iż Elon by zmaksymalizować efektywność swojej pracy, dzieli dzień na 5-minutowe fragmenty.
Poszperałem trochę w sieci i nie wiem czy do końca to prawda. W wywiadzie z 2013 roku , na które powołują się wszystkie zagraniczne źródła (między innymi tutaj i tutaj) wspomina o 5 minutowych lunchach, ale nie trafiłem na fragment, by system też dotyczył również innych zadań.
Abstrahując czy jest to kaczka dziennikarska, czy nie, postanowiłem spróbować tej metody i “zintegrować” ją z techniką zarządzania czasem Pomodoro, która ( o czym wspominałem) bardzo pomogła mi uskutecznić realizację zadań.
Jakie efekty?
Cały czas czuję presję w czasu
W tym dobrym słowa znaczeniu – presja sprawia, że jeszcze bardziej mobilizuję się do wypełniania zadań, minimalizując czas, który mógłbym poświęcić na rzeczy absorbujące takie jak Facebook czy podobne.
To jest to o czym wspominałem przy Pomodoro – uczucie jakbym jechał na wakacje i muszę zdążyć z zadaniami przed wyjazdem. To naprawdę zmusza do intensywniejszej pracy i lepszego gospodarowania czasem.
Krótsze, łatwiejsze w realizacji zadania
Jednym z najważniejszych elementów, do jakich staram się cały czas dążyć, jest, wzorem orwellowskiego niszczenia słów, maksymalne uproszczenie zadań. Z dużych, skomplikowanych kobył staram się wydodrębnić jak najmniejsze, najprostsze części składowe, pierwiastki, które są łatwiejsze do zrealizowania. Zawsze zastanawiam się czy to zdanie dam radę rozbić na mniejsze.
I kiedy mi się to udaje – całość jest dużo łatwiejsza w realizacji, efekty są wyrazistsze, a cele łatwiejsze w realizacji. Czuję dużą satysfakcję z jakości i ilości wykonanej pracy. Kurczaki, lubię to uczucie 🙂
Umysł jest “ostrzejszy”
Mam wrażenie (podkreślam, wrażenie), iż mój umysł, gdy koncertuje się maksymalnie na jednym zadaniu przez krótki okres czasu, po czym przeskakuje na inne jest bardziej wypoczęty. Jakby uruchamiały się w nim inne obszary, które wymieniają się nawzajem. Nie mam pojęcia, czy to ma jakiekolwiek naukowe podstawy, ale wydaje mi się, że w tym systemie czuję przepływ efektywności.
Odseparowanie się od powtarzalności daje dodatkowego kopa. Lub tak mi się wydaje 🙂
Minusy tej metody?
Jest do zastosowania przede wszystkim w pracy kreatywnej, gdzie możesz sobie pozwolić na szczegółowy podział zadań. Ponadto – co staram się podkreślać, nie mam innych rozpraszaczy w postaci dziecka czy konieczności ugotowania obiadu.
Często też przekraczam wyznaczony czas – nawet jeżeli zadanie jest bardzo małe, trudno się zmieścić w równych pięciu minutach.
Wnioski? Póki co jestem bardzo zadowolony, pięciominutówki przypadły mi do gustu i postaram się ich trzymać.
Co zmieniłem?
Rozszerzyłem interwał 5 minutowy do 8 minut. Czyli w jednej sekwencji Pommodoro mieszczę 3 sekwencje różnych zadań. Sprawdza się brylantowo.
Spróbowałaś? Spróbowałeś?
Jeżeli spróbowałeś tej metody zarządzania czasem – napisz w komentarzu jakie są Twoje odczucia? Czy się sprawdza? Czy coś trzeba usprawnić, a może coś trzeba zmienić?
A może jest beznadziejna, ja sam się nakręcam i wmawiam sobie mity o skuteczności, a są lepsze? O tym napisz tym bardziej 🙂
Sprawdź też wpis o sposobach i pomysłach na zarabianie na blogu.
Próby mogą pomóc na chwilę, jednak kamieniem milowym jest jak zawsze zmiana nawyków.