Mój pierwszy raz…

author: Radek Klimek

Ha, za mną pierwsze stawiennictwo w urzędach państwowych. Jakoś też tak ładnie się złożyło, że akurat w rok po założeniu wieży, z racji tego, że byłem jedną z dwóch osób, które podpisały weksel, musiałem się pofatygować do trzech urzędniczych przybytków uciechy. Udało się mi więc zaliczyć prawdziwą incepcję:

  • ZUS
  • Skarbowy
  • Powiatowy Urząd Pracy

Jak było? Najważniejsza rzecz – przeżyłem. A o szczegółach niżej.

Zacznijmy zatem od przygody Zakładu Utylizacji Szmalu. A było to tak…

Odwiedziłem inspektorat ZUS-u w Tychach, gdzie musiałem odebrać zaświadczenie o niezaleganiu ze składkami (swoją drogą, czemu, przy tak rozbudowanej inwigilacji, urzędy nie dysponują systemem, w którym są w stanie sprawdzić to online?).

Z racji remontu, plac przed budynkiem wyglądał jak lotnisko w Doniecku, natomiast w środku, było, tak, hmm… urzędniczo ?  Sucho, sterylnie, z połowicznie zmmufikowanym strażnikiem pod drzwiami, który instruował jak obsługiwać automat do pobierania numerków (posiadający dwa guziki: klienci indywidualni, klienci biznesowi).

Więc bierzesz numerek, patrzysz na podwieszone pod sufitem kierunkowskazy (coś jak Star Trek), i labiryntem korytarzy jesteś kierowany do właściwego pokoju A68:

W pokoju właściwym, cztery stoliki, cztery miejsca dla petentów, czterech urzędników. Szafy. Papiery, papierzyska. Papiery i ulotki. Niestety nie dało się cyknąć zdjęcia.

Mówię „dzień dobry”, siadam. Naprzeciwko Pani Urzędnik, mocno urzędnicza – począwszy od mankietów koszuli, poprzez garsonkę, aż po spokojne spojrzenie. Wyprasowana, chłodna, choć uprzejma. Ale tylko tyle ile potrzeba.

Obok mnie, na specjalnym stoliku, fura ulotek, tworząco bezładną, malowniczą, choć bezładną kupę; pozornie wszystkie dotyczyły najróżniejszych tematów, a faktycznie sprowadzały się do odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytanie: Dlaczego ZUS jest najwspanialszą instytucją na świecie, z której Polacy powinni być dumni, a której obywatele innych krajów powinni nam zazdrościć?:

Standardowa ulotka ZUS-u

Wszystkie ulotki były w podobnym klimacie

Ludzie na ulotkach uśmiechnięci, nordyccy, zadowoleni z życia. Pod palmami, na Bahamach, na łonie przyrody – generalnie pędzą radosny i spokojny, beztroski żywot przyszłego polskiego emeryta.

Tych ulotek było naprawdę pierdyliard. Najróżniejszych. Miały specjalny stolik, który wyglądał ja śmietnik na Stawowej w Katowicach, w godzinach szczytu. Jakby się to Kilimandżaro bałwochwalstwa na mnie zwaliło, nie pomógł by ani dektetor lawinowy, ani bernardyn z podwieszoną beczułką rumu.

– Dzień dobry, chciałem odebrać zaświadczenie, że jestem praworządnym obywatelem, boję się jak cholera i nie zalegam ze składkami.
– Czy zatrudnia pan pracowników?
– Niet. Tylko siebie.

Pani urzędnik sprawdza, zerka to na PESEL, to na NIP, to na monitor, czasem na mnie. Trochę długo to trwa, więc zezuję na uśmiechniętych ludzi na ulotkach. (Zgadnijcie, kto za nie zapłacił?)

Po dłuższej chwili, wiem, że jest jakiś problem. Siedzę zatem i czekam na wyrok.
Trzeba uruchomić telefon. Pani urzędnik sięga po słuchawkę, dzwoni, oczywiście mówi tym takim mruknięciowym, konspiracyjnym slangiem, gdzie jestem w stanie wyłowić magiczne słowa klucze: „zapłacił”, „przelew”, „rozumiem”, „co mam zrobić?”, „Bożenko”, „naczelnik”.
Odkłada słuchawkę, spogląda na mnie. Ja smutnazaba.jpg:

Przedsiębiorca musi być smutną żabą

Ale jak to, składki nie wpłynęły?

– Niestety, źle Pan oznaczał przelewy… (a moje nogi miękną), oznaczał Pan jako 51/52 zamiast 01.

Nic nie rozumiem, ale odpowiadam:

– Ale kwota się zgadza?
– Tak, jak najbardziej.
– Czyli pieniądze wpłynęły?
– Tak.
– Na moje konto?
– Tak.
– Aha. Co mam teraz zrobić?
– Musi Pan napisać pismo do naczelnika, że Pan się pomylił i prosi pan o zmianę tytułów wpisanych składek.

Dostałem więc kartkę, długopis i jazda – piszemy. Oczywiście się pomyliłem (stąd parafka) Po napisaniu (poczułem się jak w dziekanacie, podczas składania kolejnego podania o warunek), zostało skserowane, powędrowało na górę i wróciło z odpowiednim podpisem:

wniosek napisany jak na kolanie

W każdej chwili mógłbym być lekarzem.

Po podpisaniu w/w cyrografu, odebrałem zaświadczenie. Koniec. Uff, nie było tak źle. Ale te 40 minut (z dojazdem) mógłbym spędzić przyjemniej.

Gdzie tkwił błąd? Po mojej stronie. Chyba. Bo w tej makiawelistycznej plątaninie, gdzie wzór przelewu wygląda tak:

Kwoty składek ZUS do zapłaty za deklaracje nr 01.12.2013 (termin płatności do dnia 10.01.2014) wynoszą:
ub. społeczne – ZUS 51) 153,12 zł
ub. zdrowotne – ZUS 52) 261,73 zł
Wpisywałem w formularzu w banku 51/52, zamiast 01.

Sama wizyta: bez problemu, nie czekałem, pani okazała się pomocna, sprawę załatwiliśmy od ręki. Wyszedłem więc z tarczą, tracąc pół godziny. Samo podejście i obsługa – złego słowa nie mogę powiedzieć.

Natomiast co do instytucji, zasadności fatygowania się, mojego błędu, siadłem w aucie, deszcz smętnie bębnił o maskę, a ja tak sobie pomyślałem – czemu mając TYLE DANYCH te urzędy nie są w stanie sprawdzić wszystkiego online same, tak bym tylko przyjechał i podpisał?Review Android Smartphone

Przecież taki program to nie jest informatyczny lot na Marsa. Czemu to wszystko MUSI BYĆ NA PAPIERZE w 3 egzemplarzach? W XXI wieku? Po co, w zarówno w Skarbowym, jak i w ZUSIE istnieją formularze i skróty oznaczania przelewów, skoro NIKT TEGO NIE SPRAWDZA, a to mimo wszystko działa? Przecież jakbym nie przyjechał, i nie potrzebował tego zaświadczenia, to pewnie dowiedziałbym się za te 40 lat, że nawet ta głodowa emerytura mi się nie należy?

I, na koniec, motyla noga, czemu mam płacić za jakieś paskudne, kłamliwe ulotki, których nie powstydziliby się mistrzowie radzieckiej propagandy?

Słowem: PO CO TO WSZYSTKO?

PS: Miesiąc po wizycie, do mojego domu przyszło pismo. Z ZUS-u. Dotyczące mojej wizyty. Nie wiem po co. I czemu nie można mi go było dać od razu? Nie wiem. Ale znowu pomyślałem – przecież ktoś to musiał wydrukować, sprawdzić, nadać, kupić kopertę i nadać:

Pismo przyszło.

Nie można mi było tego dać od razu?

Oceń artykuł
[Głosów: 0 Średnia: 0]
$s
Autor
Radek Klimek
Tworzę treści. Jestem mistrzem w opowiadaniu, wymyślaniu i ubarwianiu historii.

Podobał Ci się ten artykuł?

Zapisz się do newslettera, otrzymuj informacje o nowych artykułach, odbierz dostęp do ponad 60 wzorów dokumentów, szablonów, grafik i Exceli.

Zostaw komentarz
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Pobierz darmowy, gotowy wzór polityki prywatności i wykorzystywania plików cookies na stronę internetową małej firmy, strony autorskiej lub bloga.

Uzupełnienie wzoru zajmie Ci kilka minut. Wystarczy wpisać w nim Twoje podstawowe dane.
Nasz wzór polityki prywatności jest prosty, czytelny, ZAWSZE aktualny, 100% zgodny z prawem.

Cześć jestem Radek i witam Cię na blogu SardynkiBiznesu.pl! Znajdziesz tu artykuły poświęcone najważniejszym zagadnieniom związanym z prowadzeniem małej firmy: marketing, prawo, księgowość, public relations, zarządzanie i IT. Mamy nadzieję, że dzięki nam oszczędzisz dużo nerwów, czasu i pieniędzy, a prowadzenie biznesu stanie się prostsze. Więcej

Pobierz BEZPŁATNY 

wzór polityki prywatności + 

materiały marketingowe 
dla małej firmy

 

POBIERZ!

Wypełnij formularz. Materiały otrzymasz OD RAZU.