VAT czyli podatek od towarów i usług, jest głównym podatkiem, na jakim zarabia Skarb Państwa. Płaci go każdy – od dzieci w szkole, poprzez żebraków, aż po polityków i prezesów wielkich korporacji. W tym wpisie postaram się pokrótce wyjaśnić co to jest VAT, jak działa, co znaczy, że dla przedsiębiorców jest neutralny i na co warto uważać, jeżeli jesteśmy Vatowcami.
Dlaczego płacimy VAT?
W teorii dlaczego płacimy VAT ilustruje poniższy, obiektywny film, przygotowany przez jakiś molochowaty twór znany jako Państwowa Loteria Paragonowa:
Tak więc wygląda to w teorii: VAT płacimy z tego samego powodu co inne podatki; by państwo mogło nam zapewnić drogi, szpitale, policję, straż, pogotowie, etc.
A jak wygląda to w praktyce? No cóż, jaki jest koń każdy widzi.
(Ciekawe dlaczego wyłączyli możliwość dodawania komentarzy pod filmem xD)
Co znaczy, że podatek VAT jest neutralny dla przedsiębiorcy?
Podatek VAT jest dla przedsiębiorców neutralny, bo dokonując przelewu vatowskiego, przedsiębiorcy nie robią tego z własnych pieniędzy.
Jako przedsiębiorcy otrzymujemy od klienta już gotową kwotę, którą musimy tylko przekazać urzędowi skarbowemu.
My oferujemy klientowi przedmiot / lub usługę w cenie netto, doliczamy do niej wartość podatku VAT, a klient całość kwoty nam przekazuje.
Cały proces jest oczywiście uproszczony, klient nie musi za każdym razem przekazywać nam dwóch kwot osobno fakturowanych – dlatego w sklepach widzimy ceny brutto (zawierające podstawę i VAT), a konsumenci nic nie muszą mnożyć i dodawać.
Jak to dokładnie działa? O tym w niższym akapicie.
Kto musi przelać urzędowi skarbowemu VAT?
Choć podatek VAT płaci konsument, to na przedsiębiorcy spoczywa obowiązek oddania tych pieniędzy fiskusowi.
Wydaje się skomplikowane? Wcale nie jest.
Wyjaśnię na prostym przykładzie, jak to działa u mnie.
Oprócz wystawiania faktur w sektorze Business to Business, obecnie prowadzę sprzedaż diet i poradników odchudzania, które kupują właśnie konsumenci.
Średnia cena takiego poradnika to 47 zł. Kwota ta zawiera “podstawę” i podatek VAT.
Na jednym sprzedanym poradniku zarabiam 38, 21 zł.
Kwota 8,79 zł to właśnie podatek VAT, który musi dodać do mojej ceny konsument.
1. Załóżmy, że w miesiącu sprzedałem 100 takich poradników, co dało mi 4700 zł zysku.
2. Każdy ze 100 klientów zapłacił 47 zł przelewem.
3. Kwota 4700 zł znalazła się więc na moim koncie, pochodziła ona z konta każdego klienta, który dokonał zakupu.
4. Ale już w momencie, gdy tylko pieniądze wpłynęły na konto część z nich jest “zamrożona” – stanowi własność urzędu skarbowego.
5. Gdy dochodzi do końca miesiąca rozliczeniowego muszę podzielić się z fiskusem zarobkami: sobie zostawiam kwotę netto poradnika, jemu zaś oddaję VAT dodany do tej kwoty. Fakt, pieniądze znalazły się na moim koncie, ale muszę się ich pozbyć.
6. Podsumowując: sprzedając sto poradników po 47 zł, faktycznie zarobiłem na nich 3821 zł. Kwota VAT wyniosła 879 zł – i tyle pieniędzy muszę oddać Państwu.
Dlaczego to konsument ma “najgorzej” z VAT-em?
To konsument płaci VAT. Przedsiębiorca operuje kwotami netto, a VAT odpisuje. Choć ma dostęp do pieniędzy z VAT-u, to dostał je jakby “dodatkowo”. To dodatek do wartości przedmiotu, który sprzedał.
Przedsiębiorca nie płaci VAT-u w dosłownym znaczeniu. Jest tylko “przekaźnikiem” podatku między konsumentem, a urzędem skarbowym.
Na jaką pułapkę VAT-u musi uważać przedsiębiorca?
To jest jedno z największych niebezpieczeństw związany z VAT-em. Fizycznie pieniądze z VAT-u znajdują się naszym koncie. Nie są w żaden sposób zablokowane. Mamy do nich dostęp. Możemy je wydać. Na cokolwiek chcemy. A to jak wiadomo bardzo kusi.
Problem tkwi w tym, że one tylko w teorii są nasze.
Wyjaśnię to na kolejnym przykładzie.
To jest tak, jakby w sąsiedztwie mieszkał jakiś łysy zakapior. Roboczo nazwijmy go Tasak. Tasak utrzymuje siebie, swoją konkubinę i watahę nieślubnych pociech z działań nie do końca przestrzegających litery prawa.
Tasak chcąc uniknąć zgubnych skutków przeszukania meliny, daje nam na własność telewizor wart 10 000 zł (za fatygę) i dodatkowo na przechowanie 2300 zł, z terminem oddania do 25 następnego miesiąca.
Nie chce za to żadnych odsetek, po prostu mamy przechować gotówkę, po którą się zgłosi. Wsadzamy ją więc do portfela, banknoty Tasaka mieszają się z innymi bankotami.
Pieniądze są w portfelu. Ale część nie jest nasza. Możemy mu oczywiście oddać inne banknoty – ale to zawsze musi być ta sama kwota 2300 zł.
Możemy również majątek Tasaka wydać i nic mu nie oddawać. Lecz jeżeli to zrobimy, a Tasak zostanie bez pieniędzy, to dla nas nastanie czas niemiłych konsekwencji.
Na przykład możemy się dożywotnio pożegnać z mobilnością palców prawej ręki lub powoli przyzwyczajać do przyswajania wszystkich pokarmów w postaci drobno pomielonej papki.
Operowanie kwotami VAT na koncie od strony prowadzenia firmy wymaga dużej samokontroli i odpowiedzialności finansowej. Zwłaszcza, gdy rozliczamy się w systemie kwartalnym i pieniądze z VAT-u oddajemy raz na cztery miesiące.
Nawet przy niewielkiej firmie kwoty podatku do przelania mogą urosnąć do kilku tysięcy złotych.
Musimy tak gospodarować zasobami, by gdy wybije mroczna godzina spełnienia podatkowego obowiązku, mieć odpowiedni zasób finansowy i całą kwotę VAT-u móc przelać na konto fiskusa.
Gdy chcemy korzystać z pieniędzy z VAT-u na inne zakupy, pokrycie zobowiązań, inwestycje – bardzo łatwo wpaść w spiralę długów (bardzo podobną do chwilówek lub karty kredytowej).
Pobieramy pieniądze z karty kredytowej, licząc, że z przyszłej wpłaty uda się je oddać. Z tym, że już w tym momenencie jesteśmy na permanentnym minusie. I przez pewien czas takie pożyczanie i oddawanie się udaje. Jednak wystarczy jedna wpadka (kontrahent nie zapłaci faktury w terminie), by system runął.
Musimy szukać innych źródeł gotówki, by pokryć bieżącą ratę.
Czy to prawda, że wysokość VAT-u nie ma wpływu na działalność przedsiębiorcy?
Nie do końca jest to prawda. Fakt, VAT jest podatkiem neutralnym. Fakt, nie płacimy go ze swoich pieniędzy. Fakt, choćby wynosił 100 %, nie uderza nas po kieszeni.
Warto jednak pamiętać, że na końcu każdego “łańcucha” kupna-sprzedaży stoi konsument. Dla niego każdy procent VAT-u w górę to dramatyczna podwyżka cen.
Do tego im więcej pośredników po drodze między producentem, a konsumentem – tym finalna cena produktu jest wyższa.
Jeżeli więc dobra konsumpcyjne przez VAT będą za drogie to konsument nie będzie ich kupował. Skoncentruje się na artykułach pierwszej potrzeby, a nie usługach czy produktach bez których spokojnie może się obejść.
A jeżeli konsumenci nie będą kupować – w pierwszej linii po czterech literach oberwą przedsiębiorcy.
I analogicznie – jeżeli VAT będzie niższy, konsument będzie mógł więcej pieniędzy przeznaczyć na zakupy.
A co za tym idzie – więcej zostanie w naszej, przedsiębiorczej kieszeni.
I na koniec pamiętajcie – jeżeli chodzi o odzyskiwanie i egzekwowanie VAT, urząd skarbowy jest dużo gorszy niż Tasak i cała jego ferajna.